18 kwietnia 2025

Zaleca się kota czy kot się zaleca? Rozmowa ciotek o książce Shō Ishidy

Gościnią Ciotki Miry jest Ciotka Nadia

 

Ciotka Mira (CM): Umówiłam się w pewnej warszawskiej kociej kawiarni na spotkanie z naszą kocią ekspertką, Ciotką Nadią, żeby porozmawiać o wydanej właśnie przez wydawnictwo Marginesy książce Shō Ishidy w tłumaczeniu Dariusza Latosia. Nadia, byłaś tak rozemocjonowana, kiedy składałaś zamówienie, że przez przypadek kupiłaś dwa egzemplarze książki, prawda? Skorzystałam na tym zresztą, bo odsprzedałaś mi jeden z nich – po znajomości, z rabatem 5% (chichot).

Ciotka Nadia (CN): 3%! Jak się będziesz tak śmiać, cholero, to nici z naszej rozmowy.

CM: No już, spokojnie, Kochana. Weź sobie lepiej łyk herbatki z kocimiętki.

CN: Herbata w kociej kawiarni to jest rytuał, nie wyścigi.

CM: Wracając do książki Ishidy – przyznasz chyba, że jest wyjątkowa? Nie przypominam sobie, żebym czytała coś tak ciepłego i kojącego, co w dodatku… mruczy (choć nie jest to urodzinowa kartka z pozytywką). Opisy kolejnych futrzaków są bardzo czułe. Wyobrażamy sobie miękkość ich futerka, grację, z jaką się poruszają, przenikliwość ich wzroku, gdy patrzą na bohaterów. Ty też to tak odebrałaś?

CN: Można tak powiedzieć. Choć mnie bardziej interesowało, czy koty są dobrze odkarmione, wybawione i wyspane.

CM: Schemat kolejnych opowieści przypomina taki „koci receptomat”, nie sądzisz? Kolejny bohater trafia do tajemniczej poradni w Kioto, z której wychodzi z kotem. A żeby tam trafić, trzeba znać jakieś tajemne przejście, jak do Narni. Myślisz, że w Warszawie też gdzieś jest taka poradnia?

CN: Jakby była, to dawno zgłosiłabym ją na policję.

CM: Ale tak zupełnie serio, podobał Ci się ten pomysł z przypisywaniem kota jako panaceum?

CN: Nie. Bo co to za praktyka – dawać kota człowiekowi, który nie ma nawet drapaka? Bez kwestionariusza, bez testu alergicznego, bez przeszkolenia, bez sprawdzenia, czy w mieszkaniu są siatki w oknach! To się prosi o tragedię.

CM: Ale przecież to jest książka! Fikcja! Nie poradnik adopcyjny!

CN: Fikcja-fikcją, ale ja bym z tym lekarzem porozmawiała. Zgłosiłabym go do towarzystwa weterynaryjnego za nielegalne przepisywanie futrzanych antydepresantów.

CM: Ale chyba doczytałaś książkę do końca i wiesz, że cała historia ma swoje drugie dno.

CN: Tak, nawet zastanawiałam się, czy narratorem książki nie jest jakiś koci demiurg. Wtedy można by usprawiedliwić nieco naiwność i schematyczność kolejnych historii. Służyłyby one większej kociej sprawie. Te rozumne stworzenia mierzą się w książce z bolączkami swoich dwunożnych towarzyszy – bardzo skupionych na sobie. A kogo interesują problemy czworonogów? W takim kontekście książka objawia się jako niegłupio pomyślana.

CM: Czyli powieść Ishidy stanowiłaby potwierdzenie tezy, że koty nami manipulują? Chodzi im o osiąganie swoich celów, nie rozwiązanie problemów ludzi?

CN: Nazywaj to, jak chcesz. To wszak najmądrzejsze z istot chodzących po Ziemi. Byli tacy, którzy uważali, że koty przybyły do nas z kosmosu! Na przykład starożytni Egipcjanie...

CM: ...no tak. To czego o kociej mądrości, o której tak często wspominasz, możemy dowiedzieć się z tej książki?

CN: Koty uczą nas, że większość rzeczy w naszym życiu to niepotrzebny balast. Tłuką wazony, które są brzydkie (kot nigdy nie zniszczy tego, co naprawdę piękne). Spośród wszystkich niepotrzebnych kubków pozbędą się za nas tych, za którymi szczególnie nie przepadamy (zresztą – kotom pije się z większości z nich bardzo niewygodnie). Zastanawiałaś się, dlaczego koty rozpruwają tapczany? Bo chcą nam tym samym pokazać, że to, co najważniejsze, jest w środku! Pomagają zrozumieć, że wszystko, co masz, jest tymczasowe. Nawet płyty winylowe.

CM: Czyli książka Ishidy to taki koci Dotyk anioła, jeśli pamiętasz ten serial? Los zsyła nam koty, żeby pokazać coś istotnego?

CN: Tak. Tylko że te anioły zostawiają sierść na kanapie i potrafią nieźle podrapać.

CM: No to jak – zaleca się kota, czy nie?

CN: Zaleca się. Ale tylko ludziom, którzy mają w domu co najmniej jedno duże okno, przez które można kontemplować świat przez pięć godzin... i wystarczająco dużo rzeczy, żeby przynajmniej jedną z nich złożyć w ofierze do zniszczenia każdego dnia.

CM: Czy moje życie przeszłoby kontrolę jakości kota?

CN: Nie wydaje mi się. Masz co prawda dożywotni zapas rupieci, ale wszystkie walają się po podłodze, więc nie ma czego zrzucać; ponadto brak ci choćby jednej firanki do obowiązkowej kociej wspinaczki – czas coś zmienić!

Artykuły z tej kategorii


​​​​​​​

​​​​​​​

Copyright © 2025 Ciotki Kulturalne