16 sierpnia 2025

Wachlarz George Sand w sam raz na upały. Ciotki w Muzeum Chopina

Ciotka Walentyna

W życiu nie zgodziłabym się na montaż klimatyzacji w mojej kamienicy (na szczęście konserwator ma podobne zdanie). Chłodzić wielkie mieszkanie dla jednej osoby to energetyczna ekstrawagancja – coś jak wyprawa helikopterem po kilogram przecenionych ziemniaków. Dlatego, kiedy latem nastają upały, korzystam z miejskich „wysp zimna” i chłodzę się w warszawskich muzeach i galeriach. Chociaż nasze zbiory ustępują kolekcjom zachodnich stolic, to przynajmniej u nas, jak mało gdzie we Włoszech czy Hiszpanii, dba się w nich o utrzymanie odpowiednio niskiej temperatury!

Patrząc na mapę warszawskich muzeów piekielnie gorącego 15 sierpnia zdałam sobie sprawę, że minęły już długie lata od mojej ostatniej wizyty w Muzeum Fryderyka Chopina. Pamiętam, że multimedialna ekspozycja – otwarta z wielką pompą w 2010 roku (na 200. rocznicę urodzin kompozytora) i wkrótce potem zamknięta, aby naprędce poprawić niedoróbki – nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Dużo elektroniki (zresztą na ogół niedziałającej), kakofonia, przykro pachnąca sadzawka Złotej Kaczki, którą szybko zamieszkali przedstawiciele Grzybnego Państwa Podziemnego... Bardzo ubolewałam też nad tym, że liczne detale architektoniczne pięknie odrestaurowanego (tzw.) Zamku Ostrogskich zostały zastawione przez ścianki ekspozycyjne.

Jakiś czas temu Muzeum chwaliło się otwarciem odświeżonej ekspozycji, a niedawno ktoś polecił mi najnowszą wystawę czasową. Postanowiłam więc wyciągnąć nasze kochane Ciotki i zmobilizować się tym samym do napisania nowego wpisu na nieco zaniedbanym przez nas blogu. Niestety, Halina postanowiła udać się w tym czasie na paradę wojskową, żeby salutować klientom swojej rozwodowej kancelarii, Mira wybrała się na doroczny zjazd ćwierćnudystów na Malcie, a Nadia jeszcze się na Muzeum Chopina nie odobraziła (dotąd przeżywa żałobę po dawnej ekspozycji – tej sprzed 2010 roku, a ekrany interaktywne wciąż wywołują w niej żądzę mordu).

Poszłam sama. Na miejscu dowiedziałam się o awarii, która dotknęła cały elektroniczny zasób Instytutu Chopina, łącznie ze stroną internetową. Nie działał system do sprzedaży biletów, a w muzeum większość elektroniki. Pan kurator podjął w tych okolicznościach bardzo mądrą decyzję. Zamiast zamykać obiekt, postanowił udostępnić go zwiedzającym – pomimo niedziałających urządzeń – za darmo. Szybko napisałam do Ciotek. Halina przybiegła natychmiast z Powiśla ze spalonym od słońca nosem a Nadia wysłała mi po raz pierwszy w życiu serduszko i natychmiast wsiadła na swój zabytkowy trójkołowy rower z przyczepą dla kotów. 

Zaczęłyśmy od drugiego piętra, z którego uprzątnięto – ku naszej radości – dotychczasową wystawę stałą. Nie ma już tam chopinowskiego mauzoleum (klaustrofobicznej komory poświęconej śmierci kompozytora, całej w czerni, opatrzonej ponurym mottem: „Chopin is no more!”). Znajduje się tam za to przestrzeń na wystawy czasowe, dzięki czemu efektowne wnętrza pałacu mogą być aranżowane na różne sposoby. 

W tej chwili można tam oglądać wystawę „Życie romantyczne”, wypełnioną w dużej mierze eksponatami z Muzeum Życia Romantycznego w Paryżu. Paryskie muzeum powstało na miejscu pracowni XIX–wiecznego malarza Ary’ego Scheffera. Zachwycona jego pracami Halina postanowiła śledzić odtąd jego obrazy na serwisach aukcyjnych. 

Oś i zarazem narracyjny klucz wystawy wyznacza fantazyjny wachlarz George Sand. Ten ozdobny przyrząd do analogowego ochładzania przedstawia liczne osobistości z otoczenia francuskiej skandalistki pod postacią mitologicznych postaci albo karykaturalnych stworów. I tak dla przykładu przebrana za pasterkę nimfa [George] w ręku trzyma dość pokracznego ptaka Chopiniosa, „członka rodziny kolibrów, którego cudowny śpiew leczy kolkę i odciski”. Muzykalny pasterz [Ferenc Liszt] opisuje w uniesieniu koncert klarnetowy, który właśnie skomponował, inny zaś natchniony bohater idyllicznej sceny [Eugene Delacroix] już myśli, jak go uwiecznić przy pomocy pędzla i farb. A dowiadujemy się tego wszystkiego z komentarza, którym wachlarz opatrzyli jego autorzy – pani Sand (autorka pejzażu) i Auguste Charpentier (który domalował resztę). 

Do kręgu towarzyskiego Chopina, George Sand i Ary’ego Scheffera nawiązują eksponaty umieszczone w różnych zakamarkach wystawy czasowej. Moją uwagę przyciągnęły zwłaszcza całkiem udane malunki syna George Sand, Maurice'a – postaci, która już zawsze kojarzyć mi się będzie z pamiętną awanturą o kurę z filmu „Chopin – Pragnienie Miłości”. 

 

Aranżację wystawy stworzyło Studio Karolina Fandrejewska. Układ wyznaczają zbiegające się w centrum linie wachlarza – pomysł wyborny, nie tylko w kontekście panujących na zewnątrz upałów. 

Po wnikliwym obejrzeniu wystawy czasowej przetransportowałyśmy się windą omyłkowo najpierw na poziom –1, by po naciśnięciu przez Nadię wszystkich guzików ostatecznie z parteru przejść na pierwsze piętro i zwiedzić wystawę stałą. Ku mojemu małemu rozczarowaniu zauważyłam, że wprowadzonych zmian w ekspozycji nie jest aż tak dużo. Pozostały stare gabloty i nieszczęsna sadzawka, tyle że już bez wody (za to z figurką kaczki w stylu krasnala ogrodowego). Choć faktycznie zmieniło się dużo eksponatów, opisy wciąż nie informują, że większość prezentowanych rękopisów to faksymilia. Oryginalne są za to – jak sądzę – urocze drobiazgi: ołówek Fryderyka, jego sekwojaż na kapelusz czy spodek do filiżanki, z której Chopin pił czekoladę u książąt Czartoryskich w Paryżu. 

Pozytywnym zaskoczeniem była panująca na dolnych poziomach cisza – odtwarzane przedtem głośno utwory Chopina nie nachodziły już na siebie w duchu fonosfery szkoły muzycznej, Dobromir Dymecki nie czytał już wzburzonym głosem listów kompozytora, a domniemany fortepian Liszta nie służył za szafę grającą. Na pierwszym piętrze nie stukały też już filiżanki i spodeczki (nie rozpylano również zapachu ulubionych przez Chopina fiołków, to akurat było przyjemne). Jeśli chodzi o brak warstwy dźwiękowej, trudno powiedzieć, czy była to świadoma decyzja kuratorska, czy tylko efekt piątkowej awarii. Jeśli idzie o tę ostatnią, pozytywnie odebrałyśmy brak migających ekranów odciągających uwagę od eksponatów. Pojawiły się krótkie opisy sal, które wreszcie wypełniły dawną narracyjną pustkę. 

Po zwiedzeniu wystawy pomyślałam sobie, że może warto byłoby choć raz w miesiącu zapewniać zwiedzającym Muzeum Chopina cichy dzień bez elektroniki. Na pewno znaleźliby się na to chętni. No i na koniec pomysł od cioteczki Haliny – naszej biznesowej diwy: Drogi NIFC–u, gdybyście otworzyli letnią kawiarenkę na przepięknym tarasie pałacowym, tak pysznie zresztą odrestaurowanym, na pewno przyciągalibyście nowych zwiedzających!

Wystawę Życie romantyczne" można zwiedzać do 31 października 2025 r.

Artykuły z tej kategorii

arrow left
arrow right


​​​​​​​

​​​​​​​

Copyright © 2025 Ciotki Kulturalne