Kochani, emocje sięgają zenitu! Już od godziny wachluję się ulotką od Amolu, bo inaczej chyba zemdlałabym z wrażenia. Właśnie skończyłam czytać biografię Bogusława Kaczyńskiego autorstwa Bartosza Żurawieckiego (Agora, 2024) i muszę przyznać, że to się pochłania jak Anię z Zielonego Wzgórza przekładaną XIII Księgą Pana Tadeusza. Polecam całym sercem i duszą w stanie rozedrganego vibrato! Nie mogę powstrzymać się przed podzieleniem się z Wami paroma refleksjami na temat tytułowej Primadonny (przy okazji – wspaniały tytuł i okładka książki!).
Bogusław Kaczyński był kolorowym ptakiem, a jego wielkie, spektakularne muchy pod szyją służyły mu za skrzydła, na których szybował ponad przeciętnością. Im bardziej rosło mu ego, tym pokaźniejsze muchy wybierał, aż w końcu stały się one tak wielkie, że mogłyby niczym kurtyna zasłaniać scenę Teatru Wielkiego, którym, jak wiadomo, nigdy nie dane mu było zarządzać. A to dlatego, że – jak się mawiało – Polska nie była gotowa na TAKIEGO dyrektora (choć on był gotów bardziej niż ktokolwiek!). Pamiętam, jakżeśmy się z ciotkami pokłóciły, gdy odmówiono mu tronu w TW-ON! Nadia mówiła, że bardzo dobrze się stało, Halina, która poznała wszystkich swoich mężów na bankietach Kaczyńskiego – że to niegodziwość, Walentyna zaś – że taki los bohaterów narodowych. A ja tylko się modliłam, żeby Boguś nam z tych nerwów nie zszedł. A potem wszyscyśmy się rzucili na Kretowisko Kaczyńskiego (o kopcu kreta jeszcze wtedy nikt nie słyszał) jak na nowy odcinek Trędowatej. Młodzież nie pamięta, ale książka ta była jak Stary Testament – tylko zamiast plag egipskich był w niej Bogusław Kaczyński, wygrażający Polsce kulturową apokalipsą i emigracją wewnętrzną. Ludzie bali się, że wyjedzie i zostawi nas z niczym – jak nieco później Mietek Szcześniak na Eurowizji!
Żurawiecki, w sposób filuterny, odczarowuje opowieści „Bogusia": jego rzekome spotkania z boginiami scen operowych, rozbudowywane barokowe anegdoty, które z każdą kolejną wersją obrastały w nowe szczegóły, jak dobre bel canto w efektowne fioritury. Ale czy prawda ma tu jakiekolwiek znaczenie? Kapuściński dobarwiał swoje reportaże i zrobił się z tego skandal. Kaczyński dobarwiał swoje życie i zrobiła się z tego legenda! Im bardziej ponosiła go fantazja, tym większy budził podziw – bo przecież nie po to włączamy telewizor, żeby zajadać się codziennością.
Boguś to była czysta sztuka, kreacja, performance! W swoim Operowym qui pro quo – sprzed 50 już lat! – wykonał operową arię w technice lip-sync na długo przed tym, jak stało się to modne. Gdyby żył dzisiaj, byłby największą drag queen polskiej kultury, tylko zamiast brokatu sypałby anegdotami o Marii Callas i Teresie Żylis-Garze. Nagrywałby podcasty, przy których ciasto rosłoby bez drożdży, plastikowe kwiaty wypuszczałyby korzenie, a ceny muszek przewyższyłyby wartość kilograma trufli.
Powiadał, że nie musi włączać płyty, żeby słuchać muzyki – tak był nią przepełniony (całe szczęście, że nigdy mu się nie ulało!). I rzeczywiście – całe życie inscenizował spektakl operowy, którego był jednocześnie głównym bohaterem, reżyserem i scenografem. Jego biografia może podsunąć librecistom więcej pomysłów niż cała mitologia grecka. Do tego Żurawiecki w swojej zaskakującej książce odkrywa mroczne oblicze naszego bohatera. Brakuje tylko muzyki, scenariusz jest gotowy. Uważam więc, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno czem prędzej ogłosić konkurs na operę o Bogusiu – naszym krynickim Liberace. Jeśli się nikt nie zgłosi, to sama ją napiszę!
Copyright © 2025 Ciotki Kulturalne