W Och-Teatrze nie byłam od pamiętnego wieczoru, kiedy ciotka Mira postanowiła zostać gwiazdą wieczoru i skwitowała sceniczne wysiłki Cezarego Żaka z takim rechotem, że ten aż zaplątał się w krwistoczerwony kostium Cześnika. Bałam się, że zaraz wykrzyczy „Nooorek!” w stronę Papkina (pewnie się domyślacie, kto wcielił się wówczas w tę rolę...). Mira, jak to Mira, uznała, że skoro śmiech to zdrowie, to urządzi sobie komediową kurację na całego. Recenzenci jakoś nie podzielali jej entuzjazmu – ja też nie, byłam zresztą zajęta paleniem się ze wstydu. Od tego czasu minęła już ponad dekada, więc kiedy Ciotkum Redakcyjne (narada na czacie, wymiana memów, głosowanie poprzez gify) zaproponowało mi wyjście do Och-Teatru na „Ożenek” w ramach akcji „odsnobianie Walentyny”, miałam mieszane uczucia. Najpierw chciałam wymówić się syndromem pogodynki w lewym kolanie, ale potem pomyślałam – czemu nie? Byle bez Miry! Może sztuka Gogola w reżyserii Janusza Gajosa czymś mnie zaskoczy?
Okazało się, że zaskoczyła mnie głównie publiczność, której żywiołowe reakcje stanowiły spektakl sam w sobie. Tego nie powstydziłaby się nawet Mira. Wesoły gwar na widowni i nieposkromione śmiechy kumoszek tworzyły sielską atmosferę gminnego festynu spod znaku „Powitania nowego proboszcza”. To było prawdziwe święto chichotów i oklasków – i to zanim jeszcze ze sceny usłyszeliśmy jakąkolwiek zabawną kwestię. A gdy już padła – no to dopiero się zaczęło! Licznie przybyli młodzieńcy (niektórzy tak młodzi, że tytułowy ożenek znają chyba tylko z opowieści babci) wybuchali rechotem przy każdej wzmiance o urokach kawalerskiego życia. „Całe życie byłem nieżonaty, a teraz nagle żona!” – przewracał oczami główny bohater komedii, a publiczność nie posiadała się z zachwytu. Aż chciałoby się zawołać: „Och! Jakżesz to pyszna jest krotochwila!”, gdybym tylko nie rozglądała się niespokojnie, próbując zlokalizować najbliższe wyjście. (Czyli jednak nie ma nadziei na wyleczenie Walentyny ze snobizmu - przypis ciotki Miry).
„Ożenek”, jak to klasyczna komedia, jest trochę śmieszny (a trochę jakby nie). Historia o płochej pannie na wydaniu, która wszystkie swoje życiowe wysiłki koncentruje na poszukiwaniu męża; niezdecydowanym kandydacie do ożenku, który niby chciałby, ale jednak się boi; rezolutnej swatce i „Wujku Dobra Rada” nie starzeje się najlepiej. Dużo zależy tutaj od koncepcji reżyserskiej, która może tę zakurzoną ramotkę nieco odświeżyć, uwspółcześnić, a może i puścić oko do publiczności. Albo i nie – zwłaszcza jeśli za reżyserowanie bierze się (doskonały skądinąd) aktor na emeryturze, który postawił na estetykę skansenu.
Spektakl w „Och Teatrze” wypadł… dość nijako. Całość trzymała się na talencie komicznym głównej pary bohaterów (brawurowa Julia Wyszyńska i Paweł Domagała), którzy w scenie dialogu rozłożyli na łopatki nawet mnie (choć pewnie już się domyśliliście fanką tej wersji „Ożenku" nie zostałam). Jestem też pełna uznania dla Krzysztofa Dracza, który olśniewał charyzmą i starym dobrym warsztatem aktorskim, z miejsca przyćmiewając wszystkich towarzyszy sceny za każdym razem, kiedy na nią wkraczał.
Zabrakło natomiast pomysłów, które przykułyby uwagę publiczności spragnionej nowatorskich odczytań sztuki Gogola (mam nadzieję, że nie tylko ja na takie liczyłam?). Bo przerysowane gesty adoratorów posażnej panny albo utykanie służącego (no wspaniale sobie pożartować z osób mających problem z poruszaniem się, prawda?), choć wzbudzały salwy śmiechu, to jednak nie wydawały się zabiegami wysokich lotów.
Nie porwał też finał sztuki. Ludzie siedzący obok mnie, całkiem słusznie, zastanawiali się, czy to druga przerwa, czy może jednak koniec? Spektakl urwał się niczym serial, którego planowana kontynuacja nie nastąpiła jedynie z powodu zakręcenia kraniku z pieniędzmi.
I tak oto „perełka światowej komedii” stała się – niestety – czymś w rodzaju kabaretu opartego na zgranych gagach. Pragnę tym samym przekazać moim kochanym współciotkom, że następnym razem muszą się bardziej postarać, jeśli znowu przyjdzie im do głowy „odnsobianie Walentyny". Ja zaś nie pozwolę im już opuścić żadnego spektaklu Warlikowskiego ani Zadary!
Copyright © 2025 Ciotki Kulturalne