Kiedy Michał Zadara wyszedł na scenę przed spektaklem, by oznajmić, że tego wieczoru kręcony będzie Teatr Telewizji, poczułam, że dla chwil takich jak ta, warto było wykosztować się na fryzjera. „Żeby być na wizji, wystarczy tylko głośno się śmiać”, przemówił reżyser. „A contrario – wyłożyłam siedzącemu obok Stefanowi, który już zabierał się do ucieczki z pierwszego rzędu – śmiertelna powaga działa na operatorów kamer jak cebula na pierwszej randce, więc ciebie i tak nikt nie sfilmuje". Byłam wniebowzięta! Nie oszukujmy się – przyszłam do teatru nie tylko dla uświetnienia spektaklu, ale i po to, żeby moi byli mężowie mogli zobaczyć mnie w telewizorze, śmiejącą się perliście i emanującą blaskiem!
A śmiać było się z czego! „Zemsta” w reżyserii Michała Zadary miała swoją premierę już blisko rok temu (cóż to był za bankiet!), ale wciąż przyciąga tłumy. No bo jakże odmówić sobie przyjemności oglądania Macieja Stuhra w roli Papkina, która zdaje się być napisana z myślą o jego talentach komicznych! Dobrze znam Stuhra z seriali kryminalnych, które wciągam jak rogalika z majonezem (nie mogę się tylko zdecydować, czy wolę go jako zbuntowanego belfra-detektywa, szalonego mordercę, czy Ojca Mateusza). Ale nawet te aktorskie majstersztyki bledną przy Stuhrze w wersji fredrowskiej. Na maila Zadary z ofertą współpracy odpisać miał – jak wspomina sam reżyser – krótko acz treściwie: „Tak i gram Papkina”. No i zagrał. I to tak, że nawet gdyby ten spektakl był kontynuacją „Karola – papieża, który został człowiekiem”, to i tak ludzie wychodziliby z niego roześmiani (a zaraz, może tam papieża grał kto inny!).
Spektakl Zadary to jednak nie tylko komediowy koktajl z żartami o SZTURchającym szczurze, dmuchanym krokodylem i wywijaniem fintyfluszkiem z kija bejsbolowego. To także (albo przede wszystkim) pełna zwrotów akcji opowieść o przemocy w świecie mafijnych porachunków. Spór o mur graniczny jest tu tylko pretekstem do opowiedzenia historii o wpływach, pieniądzach i polskim rozumieniu miłości sąsiedzkiej spod znaku „uważaj pan, bo zaraz się pozwiemy”.
Cześnik (Arkadiusz Brykalski) jest właścicielem lokalu, który – choć stylizowany na senny bar z obrazu Edwarda Hoppera – jest jednak nieco podejrzany. Dość wspomnieć, że po wyjściu z niego młody Wacław (w tej roli rozkoszniaczek Filip Lipiecki) musi poświęcić dłuższą chwilę na doprowadzenie do porządku swojego rozporka. Jego ojciec – Rejent Milczek (Bartosz Porczyk) – to z kolei bezwzględny prawnik, który nie wzbrania się przed szemranymi machinacjami, byle tylko dopiec znienawidzonemu sąsiadowi (ach, jakbym opowiadała o swoich klientach!). W centrum intryg Cześnika i Rejenta błyszczą młodziutka Klara (w tej roli Paulina Szostak, szerzej znana jako Ewelinka z „Belfra”) i zmysłowa Podstolina, odgrywana przekonująco przez Barbarę Wysocką.
Wysockiej nie może zresztą zabraknąć w żadnym spektaklu Zadary (ze względu na równouprawnienie pan Zadara też powinienem czasem wystąpić w spektaklach Wysockiej) – podejrzewam, że nawet gdyby reżyserował prognozę pogody, znalazłby dla niej godną rolę, na przykład burzy z piorunami. Jako ponętna Podstolina ujęła mnie daleko bardziej niż w swoich wcześniejszych wcieleniach scenicznych. Może dlatego, że tym razem grała trochę jakby... mnie!
Uwspółcześniona "Zemsta" ma się całkiem dobrze: wciąż bawi i cieszy, niech sobie więc będzie w telewizji. O dziwo nawet oryginalny, wierszowany tekst świetnie wpisuje się w klimat inscenizacji. To jeden z tych spektakli, po których człowiek aż ma ochotę zawołać wierszem do byłego: "Jeśli nie chcesz mojej zguby, wyślij blika, mój ty luby!".
Copyright © 2025 Ciotki Kulturalne