„Ferdydurke” jest wprost stworzona na deski teatru (choć do tego wyzwania trzeba podejść z kunsztem godnym mebli z Ikei). Jak się będziemy grzecznie trzymać instrukcji, to zamiast kredensu nie wyjdzie nam hipopotam. Grunt to nie zepsuć tego, co Gombrowicz tak błyskotliwie odmalował – absurdów konserwatywnej szkoły, nowoczesnego wychowania, czy też szerzej – masek, jakie nosimy na co dzień (zwłaszcza gdy sypiemy pudrem jak rolnik saletrą).
Pupa de Lempicka
Nowa adaptacja kultowej powieści z 1937 roku w Och-Teatrze to prawdziwy diament wyłowiony w Wiśle. Mariusz Malec wyreżyserował spektakl osadzony w klimacie przedwojnia. Gombrowiczowskie gęba, pupa i łydka wcale nie straciły na aktualności – tak przynajmniej wymądrzają się pozostałe ciotki, jakby mówiły o aktach namalowanych przez Gustava Rodina. Mnie jednak najbardziej podobały się kostiumy Zofii de Ines w stylu Tamary Łempickiej. Aż chce się wsiąść do zielonego Bugatti, zawiązać na głowie jedwabną chustę i dobrze pociągnąć ze szklanej fifki, frytki, czy jak to się tam zowie!
Ciotki Kulturalne i Gombrowicz
Bilety na „Ferdydurke” moje wytworne córy kupiły mi na Dzień Matki. Poszłyśmy we trójkę, zostawiając Stefana z chłopakami w domu (niech mają od czasu do czasu „męski wieczór” – z konewką, mopem i zestawem do cerowania skarpet). Na tym spektaklu po prostu nie mogło zabraknąć reprezentacji Ciotek Kulturalnych. To przecież Gombrowiczowi zawdzięczamy przeuroczą charakterystykę naszego kolektywu:
Kulturę świata obsiadło stado babin przyłatanych do literatury, niezmiernie wprowadzonych w wartości duchowe i zorientowanych estetycznie, najczęściej z jakimiś swoimi poglądami i przemyśleniami.
Od czasu lektury „Ferdydurke” w zerówce miano „ćwierć-autorki i pół-krytyczki” noszę z dumą godną platynowego medalu „Ciotka Zasłużona Kulturze im. Glorii Artysz”!
Śmiechom nie było końca
W czasie spektaklu musiałam czasem przywoływać me latoroślinki do porządku, bo ze śmiechu trzęsły się jak łapki w galarecie. A takiej utraty fasonu nie usprawiedliwia nawet pojedynek na miny Sztyfona z Mięktusem!
Odtwórca głównej roli, Krzysztof Szczepaniak, okazał się całkiem rozkosznym Józiem, zagubionym we wszechświecie i niepewnym własnej tożsamości jak niejeden dzisiejszy bąbelek (choć być może nieco zbyt wyraźnie wzorowanym na kreacjach komediowych Macieja Stuhra?).
Serca publiczności skradła jednak w największym stopniu młodziutka – nomen, ha ha, omen, hi hi – Zuta Młodziakówna. W roli bezczelnej pannicy zobaczyliśmy studentkę Akademii Teatralnej Marię Kłusek (tą samą, która następnie wcieliła się w postać zasmarkanej Zosi z dworku szlacheckiego). Jako nowoczesna pensjonarka Maria Kłusek zachwycała umiejętnościami tanecznymi i prowokacyjnym wdziękiem. Wszystkie byłyśmy wniebowstąpione, a po spektaklu poszłyśmy na dancing z kremówką!
Copyright © 2025 Ciotki Kulturalne